© Sinterit
Przemysł elektroniczny |
Sinterit: druk 3D SLS dla małych i średnich
Trzy lata temu krakowska spółka postawiła sobie za cel umożliwienie małym i średnim firmom korzystanie z druku 3D w technologii spiekania laserowego. Obecnie Sinterit rozwija sprzedaż autorskiego urządzenia pod nazwą Lisa.
Założyciele firmy Sinterit od początku postawili na technologię spiekania laserowego (SLS – Selective Laser Sintering). Powodów było kilka. – Przede wszystkim dlatego, że to co wychodzi z drukarki 3D SLS jest najbardziej zbliżone do tego, co uzyskujemy z form wtryskowych. Dzięki temu można na przykład znacznie przyspieszyć proces przygotowywania takich form. Poza tym w przypadku SLS można zrezygnować z wydruku wsporników, niezbędnych w FDM, bo tę funkcję pełni sam proszek – wyjaśnia Konrad Głowacki, współtwórca firmy.
Jednak droga do opracowania własnego urządzenia SLS nie była prosta. Pomysł pojawił się ładnych kilka lat temu, gdy Konrad Głowacki i Paweł Szczurek eksperymentowali ze składaniem drukarki FDM (Fused Deposition Modeling). Okazało się wówczas, że więcej czasu spędzali na konfiguracji i poprawkach, niż na samym drukowaniu. Wtedy też zwrócili uwagę na technologię SLS, ale na drodze stanęły bariery nie do pokonania. Po pierwsze pieniądze – ceny takich urządzeń rozpoczynały się od 100 tys. EUR w górę, a po drugie - dostęp do wiedzy na temat technologii był bardzo ograniczony. Sprawa wróciła w 2013 roku, gdy przyszli twórcy firmy Sinterit trafili na artykuł dotyczący patentów na SLS – fakt, że ochrona patentowa się kończyła zachęcił Głowackiego i Szczurka do zajęcia się tą technologią. – Początki były trudne, brakowało dokumentacji technicznych, a potrzebne rzeczy, takie jak laser czy proszek do druku przywoziliśmy ze Stanów Zjednoczonych w plecaku. Wypadki nabrały tempa, gdy dołączył do nas mechanik, Michał Grzymała-Moszczyński, który doskonale uzupełnił zespół – opowiada Konrad Głowacki.
Konkurencja w tej branży nie jest na razie zbyt duża, bo - oprócz wielkich korporacji - na świecie jest zaledwie kilka firm, które oferują drukarki SLS. Ale jest i ku temu powód: technologia SLS jest droga i skomplikowana w implementacji. - Teraz jest już łatwiej niż 3 lata temu, kiedy zaczynaliśmy i działaliśmy głównie metodą prób i błędów. Niemniej technologia SLS jest bardzo trudna i ma swoje ograniczenia – wyjaśnia Konrad Głowacki. Krakowskim inżynierom udało się jednak zamknąć drukarkę w stosunkowo niewielkiej obudowie i znacznie obniżyć koszt urządzenia, oferując przy tym zaawansowane możliwości druku.
Profesjonalne drukarki 3D SLS są przeznaczone dla dużego przemysłu i muszą charakteryzować się najwyższą jakością, za którą idzie jeszcze wyższa cena. Sinterit wybrał nieco inną drogę, bo chce umożliwić dostęp do technologii SLS małym i średnim firmom, oferując dobrą jakość za przystępną cenę. – Aby to osiągnąć odrzuciliśmy niektóre rzeczy, np. zrezygnowaliśmy z atmosfery azotowej. Naszą drukarkę wystarczy ustawić w dobrze wentylowanym pomieszczeniu, nie trzeba więc wypełniać specjalnych wymagań, by mała firma mogła zacząć korzystać z naszego sprzętu. Chodziło o to, by przeciętny pracownik po kilku godzinach z instrukcją obsługi mógł zacząć drukować, bez potrzeby 2-3 tygodniowego szkolenia dla specjalistów – mówi Konrad Głowacki.
Drukarka Lisa, opracowana przez krakowską spółkę, miała swoją oficjalną premierę w 2015 roku na targach Euromold w Düsseldorfie. Sprzedaż ruszyła w 2016 roku. Urządzenia przeznaczone są przede wszystkim do prototypowania oraz małych i średnich serii produkcyjnych. Jak na drukarki SLS Lisa jest niewielka: maksymalny wydruk to 90×110×130 mm dla PA12 Smooth (poliamid, standardowy materiał stosowany w tego typu maszynach) oraz 110×130×150 mm dla Flexa Black (materiał gumowy do prototypowania, bazujący na TPU). Twórcy zdecydowali się na laser diodowy o mocy 5W o długości fali podczerwonej 808 nm, zamiast drogiego lasera CO2.
Przyjęta strategia przynosi pierwsze owoce, bo Sinterit się rozrasta i dostarcza coraz więcej autorskich urządzeń, a na początku 2017 roku otrzymał ponad 1 mln EUR finansowania od niemieckiej firmy FIT AG. Pieniądze mają być przeznaczone przede wszystkim na dalszy rozwój sprzedaży i skalowanie firmy.
- Obecnie firmę Sinterit tworzą 23 osoby , a jeszcze w maju 2016 roku było nas 7 osób. Chcemy się dalej rozwijać, by móc zaoferować profesjonalne wsparcie tysiącom klientów, a nie kilkudziesięciu czy kilkuset, jak w tej chwili – stwierdza współzałożyciel Sinterit.
Krakowska spółka zamierza najpierw rozwijać sprzedaż w Europie, w tym na polskim rynku. W pierwszej kolejności stawia na takie kraje jak Niemcy, Francja, Wielka Brytania, Włochy czy państwa nordyckie, ale zamówienia płyną z różnych stron świata: z Australii, Indii czy Singapuru. - Na rozszerzanie zasięgu przyjdzie jednak czas nieco później – stwierdza Konrad Głowacki. Sinterit będzie szukał lokalnych dystrybutorów, którzy znają specyfikę danego rynku i mają rozbudowaną sieć kontaktów.
O Sinterit zapewne usłyszymy zatem w kontekście kolejnych umów dystrybucyjnych i nowych kontraktów, ale zapytaliśmy także o plany firmy dotyczące działalności badawczo-rozwojowej. - Technologia idzie do przodu i my też pracujemy nad nowymi rzeczami. Na pewno nie zamierzamy zostawać w tyle, oferując tylko jeden produkt. Mamy plany na wiele lat do przodu, ale na razie nie mogę zdradzić, czego dotyczą – mówi Konrad Głowacki.
© Sinterit