© ESA
Przemysł elektroniczny |
Dwa lata Polski w ESA
Przynależność do Europejskiej Agencji Kosmicznej do duża szansa dla polskiego przemysłu. Składki członkowskie mogą wrócić do kraju w postaci kontraktów.
Wczoraj minęły dwa lata odkąd Polska wstąpiła do Europejskiej Agencji Kosmicznej. Jeszcze przez trzy lata potrwa program przetargów adresowanych tylko do polskich firm. Dzięki kontraktom zawartym z ESA do Polski ma wrócić większość wynoszącej niemal 30 mln EUR składki członkowskiej, którą nasz rząd co roku płaci agencji.
‒ Polskie przedsiębiorstwa negocjują z Europejską Agencją Kosmiczną udział w szeregu ciekawych misji. Niestety, dowiemy się o nich za 5, może za 6 lat, musimy jeszcze poczekać. Pierwszym podstawowym sukcesem jest to, i to okaże się dość niedługo, że polskie przedsiębiorstwa konsumują naszą składkę do Europejskiej Agencji Kosmicznej – przekonuje w rozmowie z agencją informacyjną Newseria Biznes Paweł Wojtkiewicz, dyrektor biura Związku Pracodawców Sektora Kosmicznego.
Polska przystąpiła do ESA w listopadzie 2012 roku. Poza opłatą wstępną w wysokości ponad 11 mln EUR musimy płacić roczną składkę. Obowiązkowa składka wynosi ok. 19 mln EUR rocznie, a po uwzględnieniu dobrowolnej kontrybucji w 2013 roku wyniosła 28,9 mln EUR. To niecały 1 proc. całego budżetu ESA.
Jako nowy członek agencji Polska może liczyć na preferencyjny 5-letni program przetargów adresowanych szczególnie do polskich firm. W jego ramach co najmniej 45 proc. płaconej przez Polskę składki ma wrócić do kraju w postaci kontraktów. To duża szansa dla start-upów i dużych przedsiębiorstw w tej branży.
‒ Firmy, które chcą rozpocząć działalność w sektorze kosmicznym, mogą zaproponować realizację jakiegoś projektu. To nie musi być produkt, który od razu poleci w kosmos, może być to produkt mniej zaawansowany technologicznie – tłumaczy Wojtkiewicz. ‒ Sektor kosmiczny jest bardzo atrakcyjny, bardzo innowacyjny, ale też dosyć trudny. Firmy, które zamierzają w nim działać, muszą nie tylko mieć bardzo dobry produkt, na bardzo wysokim poziomie technologicznym, lecz także muszą zainwestować w czas, pieniądze oraz mieć kadry. Rozmówca Newserii dodaje, że na razie w Związku Pracodawców Sektora Kosmicznego zrzeszonych jest 31 małych i dużych firm oraz ośrodków badawczych. Liczba ta jednak może rosnąć w miarę napływu finansów i kontraktów do branży kosmicznej. Bardzo dużym impulsem są właśnie przetargi ogłaszane przez ESA, do których Polska ma teraz łatwy dostęp. Nie brakuje również inwestorów prywatnych, co pokazało np. niedawne spotkanie młodych przedsiębiorców z rynkiem kapitałowym zorganizowane przez PARP.
Paweł Wojtkiewicz zauważa, że choć przemysł kosmiczny w Polsce wciąż jest niewielki, to ma już pierwsze sukcesy. W lądowniku Philae, który 12 listopada jako pierwszy zbudowany przez człowieka obiekt wylądował na komecie, znalazł się instrument MUPUS zbudowany w Centrum Badań Kosmicznych PAN.‒ Jest to niewątpliwy sukces, który pokazuje, że w Polsce są kadry, które potrafią tworzyć produkty mogące z powodzeniem konkurować na europejskim rynku kosmicznym – podkreśla Wojtkiewicz.
W dalszej promocji i rozwoju polskiego przemysłu kosmicznego ma pomóc Polska Agencja Kosmiczna. Choć Wojtkiewicz krytykuje plany ulokowania jej siedziby w Gdańsku (bo większość firm z branży ma siedziby w Warszawie), to liczy na skuteczne wsparcie przemysłu. Podkreśla, że dużym wyzwaniem stojącym przed agencją będzie koordynacja działań wszystkich zaangażowanych resortów, czyli m.in. obrony, gospodarki, nauki, spraw wewnętrznych i spraw zagranicznych. Prezydent Bronisław Komorowski podpisał ustawę o powołaniu Polskiej Agencji Kosmicznej 20 października. Jej roczny budżet ma wynieść do 10 mln PLN.
---
Źródło: Newseria Biznes